sobota, 28 lutego 2015

HISTORIA TIMBERA

Aktualności

HISTORIA TIMBERA:
*zaczynam pisać post, jest 18.15*
Od zawsze chciałam mieć psa. Babcia dobrze o tym wiedziała, zawsze przeszukiwałam z nią wszelkie strony żeby jakiegoś znaleźć. Niestety, żadnego z pobliża nie znalazłyśmy. Najdokładniej 29 kwietnia 2013 roku babcia wychodząc ze sklepu spotkała panią z pieskiem. Babcia jak to babcia zaczęła wołać "no chodź tu mój piękny!". Podchodzi do niej właścicielka psa i mówi "chce go pani?" i podaje smycz. Moja babcia nie dowierzała i się upewniła. Właścicielka wciąż potwierdzała, na koniec powiedziała "jeszcze tylko spytam męża i do pani zadzwonię jutro". Babcia właśnie szła do mojej drugiej babci i jej o tym wszystkim powiedziała. Obie babcie poszły w odwiedziny do mnie. Ja właśnie przyszłam do domu po pieniądze bo chciałam kupić dla bezdomnego kotka karmę i tam je spotkałam. Babcia która spotkała panią z pieskiem umówiła się z drugą babcią, że mi nic nie powiedzą bo mogłabym sobie zrobić na marne nadzieję bo przecież mąż tej pani by się mógł nie zgodzić. Ale babcia nie wytrzymała, i powiedziała: "babcia będzie mieć psa". Ja na początku byłam pewna, że mnie głupio kłamią i zaczęłam się śmiać a one zaczęły mnie przekonywać. W końcu uwierzyłam. Zapominając o wszystkim pobiegłam do mojej koleżanki na podwórko. "BĘDĘ MIEĆ PSA!!!!!!". Ona też nie wierzyła i zaczęła się ze mnie śmiać ale w końcu uwierzyła. Cały dzień o tym myślałam. W nocy się modliłam aby ten pan się zgodził. Następnego dnia poszłam do szkoły. Na każdej przerwie dzwoniłam do babci: "jest już piesek??". "Nie ma, tamta pani nie odbiera, nic nie wiadomo". Byłam okropnie smutna. Przed ostatnią lekcją zadzwonił do mnie tata: "Pies jest już u babci, wykąpała go".
Byłam tak szczęśliwa, że nie można tego wyrazić. Z nie cierpliwością czekałam, aż ta lekcja się skończy a ona się dłużyła i dłużyła, aż w końcu zadzwonił dzwonek. Wybiegłam ze szkoły jak szalona. Wbiegam do domu. Tata był już gotowy ale powiedział: "babcia powiedziała, że nie da nam go na razie". Dzień przed mi to obiecała bo właśnie miałam mieć tydzień wolny... Wybiegłam z domu i powiedziałam "nigdzie nie jadę!" tata za mną poszedł no i zostałam zmuszona aby pojechać. Dojechaliśmy do bloku babci. Czekała już z nim pod klatką. "Ma na imię Timber i jest shih-tzu". Babcia powiedziała nam też czego się dowiedziała od tej pani "jest z pod Warszawy, od rodziców męża. Urodził się w listopadzie 2013. Ja nie mogę go mieć bo mam dzieci". No i tyle było nam wiadomo.
Ja nawet do niego nie podeszłam, moja siostra od razu. Weszliśmy do domu. Ona zaczęła się z nim bawić i nawet nie dała mi go dotknąć. Po około 2 godzinach ona poszła do babci ja ze względu, że miałam wolne zostałam u babci na noc. Do końca dnia bawiłam się z Timberem, głaskałam go, wychodziłam na spacery. Rano obudził mnie lizaniem po twarzy, i tak każdego dnia, dopóki nie skończyła mi się wolna. Każdego dnia po mimo tego, że do babci mam daleko odwiedzałam Timbera, aż do wakacji.
Gdy skończył się rok szkolny pobiegłam do domu. Tata już był ubrany. Ja nawet nie przebierając się pojechałam do babci w apelnych ubraniach. Weszłam do babci i od razu wzięłam go na spacer, wróciłam ze spaceru zaczęłam się z nim bawić i pojechaliśmy do domu. Miseczki, legowisko wszystko poukładane ale Timber nie potrafił się u nas odnaleźć. Nie chciał spać ale się w końcu przyzwyczaił. Przez tamten czas gdy mieszkał u babci jego była właścicielka wykonała do mojej babci kilka telefonów, moja babcia też kilka do niej. Mianowicie chodziło o to, że Timber ciągle drapał się w okolicach szyi/uszu. Pani zapytana o to czy wie dlaczego się drapie odpowiedziała "to od obroży". Idąc na szczepienia dowiedzieliśmy się od weta że Timber ma świerzb... Moja babcia od razu zadzwoniła do tej pani i powiedziała o tym. A ta powiedziała "wiem, ale nie wiedziałam co z tym zrobić". Przez kilka nowych telefonów dowiedzieliśmy się czegoś całkiem innego. "Timbera mamy od znajomych koleżanki, pies miał już kilka domów ze względu na stan jego uszu (chodzi o świerzb". No i co telefon udawało się wycisnąć od tej pani czegoś nowego. Tak w zasadzie do teraz nie wiem czy Timb rzeczywiście urodził się w listopadzie, skąd jest... W sumie nie wiem nic...
Został adoptowany w wieku 6 miesięcy i jest z nami do dziś i za nic go nie oddam. Kocham go po nad życie. Zbyt dużo się nauczyliśmy i przeszliśmy razem aby go oddawać

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz